MCK Bełchatów - samorządowa jednostka kultury. Koncerty, spektakle, wystawy.
Nasza strona używa plików cookies w celach statystycznych oraz w celu dopasowania usług i treści do oczekiwań użytkowników. Więcej informacji znajduje się w polityce prywatności i regulaminie serwisu. Dalsze korzystanie ze strony oznacza akceptację regulaminu i polityki prywatności.

zamknij

Mozolny marsz pod górę

16 października  Klub Podróżnika wznowił działalność po wakacyjnej przerwie. Starsza instruktor ds. animacji i imprez, koordynator  klubu  Mirosława Świtoń tradycyjnie w trzeci czwartek miesiąca zaprosiła Marka Pawia. Opowiedział o ,,Maratonie po lodowcu Alp i Mont Blanc. ‘’ Marek Paw  to najbardziej znany bełchatowski podróżnik. Reportaże z jego wypraw ukazywały się w prasie lokalnej od ponad dwudziestu lat.  Do pracy w kopalni Bełchatów jeździł na rowerze. Ale to również biegacz i miłośnik gór, który ma na koncie niezwykłe przygody w Polsce i na świecie. Zwiedził już 61 krajów, a jego ulubionym miejscem pozostaje Gruzja, do której wraca regularnie – był tam aż 15 razy. Od trzydziestu lat podróżuje samodzielnie, bez pomocy biur podróży, odkrywając zarówno Kaukaz na nartach, jak i różne zakątki świata na rowerze – od Armenii i Iranu po Austrię czy Szwajcarię.

Biega coraz wyżej. Tym razem brał  udział w Maratonie Pitz Alpine Glacier Trail, którego trasa prowadziła nawet po lodowcu na wysokości 3100 m n.p.m. Startując o świcie, w ciemności i z czołówką na głowie, po 11 godzinach dotarł do mety. To jednak nie był koniec wyprawy – kilka dni później zdobył Mont Blanc, najwyższy szczyt Europy. Marek Paw jest także zdobywcą wszystkich szczytów Korony Gór Polskich oraz uczestnikiem blisko stu biegów, od krótkich dystansów po górskie maratony. Organizuje również bezpłatne wyjazdy górskie pod hasłem Polskie Góry, w których bierze udział kilkadziesiąt osób z całego kraju. Pojechał na rowerze z Bełchatowa do Rzymu. Objechał  także jednośladem Szwajcarię, zdobył  Mont Blanc, najwyższy szczyt w Alpach. Jest  spadochroniarzem w aeroklubie. Organizuje  wyjazdy w góry, również w  modne  góry Kaukazu. Zdobył  też Koronę Gór Polskich. Ogarnia wszystko sam.

Jest bardzo dumny z tego, że pochodzi ze wsi. W szkole jego ulubionym przedmiotem  była geografia. Zaczynał tak jak wszyscy – podróżując palcem po mapie. Bardzo mu w tym pomagał duży, stary atlas geograficzny. Bardzo się tego wstydzi, ale nie  zna języka angielskiego. Trochę rosyjski.  Posługuje się więc z powodzeniem translatorami. Stara się być gotowy do tego, co wymyśli jego głowa.  Mont Blanc to góra dwa razy  wyższa niż Rysy, najwyższy szczyt w polskich górach. Do każdej ze swoich wypraw przygotowywał  się przez miesiąc. W maratonie startowali w sierpniu o  4. rano, w miejscowości Leonard w Tyrolu, w Alpach Wysokich, 1386 km n. p. m. Trasa wynosiła 44 kilometry, w tym kilometr szli po lodowcu. Było kilka dystansów; krótsze i dłuższe, nawet po 100 km. To więcej niż historyczne 42 km w czasie wojen między Grecją a Persją, w piątym wieku przed naszą erą. Marek Paw uważa, że wszystko, co nas spotyka, ma znaczenie. On spotkał auto z tablicą rejestracyjną ,,do Alp. ‘’ To nie była ustawka.  Plany musiały się więc ziścić.

To było wielkie osiągnięcie. Najpierw jednak – przygotowania. Fizyczne. Wbiegali na 2500 m, zbiegali z 2000 m. Tego wymagała amplituda maratonu. Bajkowe klimaty. Majestatyczne góry poprzecinane wodospadami. Nie miał okazji, by się przekonać, że alpejskie krowy wcale nie są fioletowe. Bieg maratoński tak naprawdę był mozolnym marszem po kamieniach pod górę. Podziwiał wodospady i lodowce mające nawet tysiąc lat. Im lepsza kondycja człowieka,  tym lepsza kondycja naszej planety. Trzeba było mieć oczy dokoła głowy, by większy czy mniejszy kamień się nie zsunął i nie uderzył. Rządziła pogoda. – Tu na sali jest kobieta, która dwa razy podchodziła do Mont Blanc. Nie udało jej się wejść, choć była lepiej niż ja przygotowana fizycznie.  Mnie się udało za pierwszym razem – opowiadał Marek Paw. Gdyby ktoś spadł z ścieżki w przepaść, odnaleziono by go po kilku miesiącach. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło.  Marek Paw przebiegł maraton w 11 godzin i 2 minuty. – Jestem dumny, że jestem Polakiem - dodał. Wszędzie to pokazuję. Po wejściu na 3100 metrów, na lodowiec -  mega satysfakcja.  Podróżnik wiele osób obecnych na sali teatralno - widowiskowej nie musiał przekonywać. Oni wiedzą, że góry dlatego się zdobywa, że są.

Marek Paw zaprezentował też klubowiczom całe swoje wyposażenie na tę wyprawę. Plecak ważył 18 kg. Można było założyć go na plecy. Wielu chętnych jednak nie było.

Anna Staniaszek       

Organizator

Miasto Bełchatów