
Atrakcje turystyczne bez turystów
20 marca w sali teatralno-widowiskowej MCK PGE Giganty Mocy znów się spotkali w Klubie Podróżnika miłośnicy podróży. Tym razem gościem koordynatorki klubu Mirosławy Świtoń był Robert Gondek - podróżnik, fotograf i miłośnik Afryki. W Bełchatowie był po raz ósmy. Odwiedził już 26 ( na 54) afrykańskie państwa; we wrześniu ub. roku Angolę. W prelekcji „Angola - życie na końcu Afryki” przełamał wiele stereotypów. Angola nie jest ani najdroższym, ani najmniej bezpiecznym państwem Afryki. Niestety to tutaj, w latach 1975 – 2002, toczyła się najdłuższa wojna postkolonialnej Afryki. ,,Lata Afryki’’ w polityce światowej nie były dla tego kraju łaskawe. Toczące się w XIX wieku i wcześniej konflikty kolonialne przedkładały się na ogromną rywalizację między Koroną Brytyjską, Francją, Hiszpanią, Portugalią, Belgią i Holandią a w XX w. między Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Radzieckim. Zamiast kolonii pojawiły się strefy wpływów, doradcy wojskowi i zasada ,,sukinsyn, ale nasz’’.
Angola była od XVII wieku kolonią portugalską. Niepodległość oznaczała wojnę domową. 11 listopada (to nie pomyłka) 1975 roku państwo to uzyskało niepodległość, wtedy też rozpoczęła się wojna domowa. Tak się przekształciła zbrojna rywalizacja pomiędzy poszczególnymi ugrupowaniami niepodległościowymi, wojna trwała do 2002 roku. Wątpliwą po niej pamiątką jest masa rdzewiejącego sprzętu wojskowego. Angola leży w południowo – zachodniej Afryce, na 1,2 mln km kwadratowych i liczy 36,7 mln ludzi; jest republiką. Ma dostęp do Oceanu Atlantyckiego. Jest tam ponad 60 grup etnicznych. Liczą one kilka- kilkanaście tysięcy osób mówiących swoim własnym językiem. Nic dziwnego, że językiem urzędowym jest powszechnie znany tam od kilkuset lat portugalski. Ponad 93 proc. Angolańczyków deklaruje, że są chrześcijanami; pozostali wyznają animizm. Nasze MSZ odradza tylko podróże do prowincji Kabinda (przyp. red.).
W podróży do Angoli panu Robertowi towarzyszył kolega, Łukasz. Ten kraj zawsze był dla nich zagadką choćby dlatego, że wg internetu to najdroższy kraj świata wraz ze stolicą Luandą. Nie było to jednak prawdą. Pozostałość wojny, jaką są pola minowe, została wymyta przez padające deszcze, więc nie wiadomo, gdzie i kiedy mogą wybuchnąć. Jadąc tam narażamy najdroższe przecież życie. Pracownicy ambasady polskiej w Luandzie stwierdzili, że nie jeździ się tam, bo nie ma infrastruktury turystycznej. Rzeczywistość okazała się inna. Bardzo wysoka inflacja spowodowała, że Angola jest najtańszym a nie najdroższym krajem Afryki. Po przeliczeniu litr benzyny kosztuje tylko 1,20 zł, za litr diesla zapłacimy 70 gr. Piwo w barze kosztuje 1,10 zł, Tyle samo bagietka na ulicy. Sardynki w puszce – 3 zł, wynajęcie pokoju 45 zł. Za wszystko zapłacili 12 tysięcy złotych. – To bardzo tanio – podkreśla podróżnik. Już na lotnisku stali się milionerami. Wymienili 2 miliony kwanzów. Wynajęli samochód, niestety nie jeden. Po przejechaniu stu kilometrów z prędkością 20 km/h okazało się, że coś z nim nie tak. Okazało się też, że Angola jest szalenie ciekawa. I wszędzie da się dojechać. Pan Robert wraz z kolegą zobaczyli atrakcje turystyczne bez turystów. Ludzie żyją tam wg porządku ustalonego od dawien dawna. Ubierają się i noszą fryzury takie, jak kiedyś. Spotkania z nimi były niesamowite, bo takich miejsc w Afryce już nie ma. Podróżnicy nocowali w szkole, gdzie nie było elektryczności. Nie było więc telefonów, komputerów ani sztucznej inteligencji. Byli tam jedynymi turystami. Dzieciaki ich podglądały. Pozwalały sobie robić zdjęcia. Nikt nie protestował, choć w innych krajach afrykańskich jest to podstawą zarobku tubylców. Chłopcy grali w piłkę. Jej rolę odgrywała wypchana foliowa torba. Niektórzy zawodnicy mieli sportowe buty. Większość grała w kaloszach, klapkach lub w jednym bucie. Mecz na chwilę przerwały krowy wracające z pastwiska. Absolutna cisza pozwalała na odpoczynek. Zachwycał nie tylko Kanion Czerwonych Skał. Zdobyli najwyższą górę Angoli. W Kisama, jedynym parku narodowym pojawiają się zwierzęta, które zostały uznane za powybijane.
Gdy pytam pana Roberta, czy jest zawodowym podróżnikiem? Czy opowiada ludziom z całej Polski o podróży, a potem jedzie dalej? – To moje hobby i pasja. Kiedyś robiłem to w wolnym czasie. Teraz podróżuję po Afryce; robię zdjęcia a potem spotykam się z ludźmi, piszę książki. Stało się to moją pracą. Podróżuję wszędzie, najczęściej jednak do Afryki. Pierwszy raz tam byłem w roku 2000. Zdobyłem Kilimandżaro, najwyższą górę afrykańską. Chcę odwiedzić wszystkie 54 państwa i ich najwyższe szczyty. W ubiegłym roku byłem na Borneo. Widziałem żyjące na wolności orangutany i nosacze. Bardzo lubię fotografować małpy człekokształtne. Ale to smutne, że plantacje palm się rozrastają i zwierzęta nie mają co jeść. To smutne, że człowiek zagraża przyrodzie.
Robert Gondek jest podróżnikiem utytułowanym. Za konsekwentną realizację projektu "W drodze na najwyższe szczyty Afryki", mającego na celu zdobycie najwyższych szczytów w każdym afrykańskim kraju otrzymał wyróżnienia w kategorii WYCZYN ROKU 2016 podczas Kolosów w Gdyni, czyli największego i najbardziej prestiżowego festiwalu podróżniczego w Polsce.
Jest autorem licznych pokazów podróżniczych nagradzanych przez publiczność i jury podczas festiwali w Łodzi, Środzie Wielkopolskiej i Poznaniu.
Swoje teksty publikował w magazynach National Geographic Traveler, Podróże, Poznaj Świat, NPM, czy All Inclusive.
Robert Gondek napisał książkę/album fotograficzny pod tytułem "W drodze na najwyższe szczyty Afryki", a także ebooka podróżniczego "Poradnik przed podróżą do Afryki - Tanzania, Kenia".
Organizuje wyprawy na afrykański kontynent i uczy się języka suahili.
Prowadzi sklep internetowy Szczyty Afryki z oryginalnymi wyrobami afrykańskimi: https://www.szczytyafryki.pl/sklep/
A prywatnie jest tatą kilkuletniego Mateusza, który ma już za sobą pierwszą podróż do Afryki i planuje kolejną.
Anna Staniaszek