MCK Bełchatów - samorządowa jednostka kultury. Koncerty, spektakle, wystawy.
Nasza strona używa plików cookies w celach statystycznych oraz w celu dopasowania usług i treści do oczekiwań użytkowników. Więcej informacji znajduje się w polityce prywatności i regulaminie serwisu. Dalsze korzystanie ze strony oznacza akceptację regulaminu i polityki prywatności.

zamknij

Na wschód od Edenu

 

16 marca   w sali koncertowej MCK miłośnicy podróży, a jest ich w Bełchatowie niemało,  znów się spotkali w Klubie Podróżnika. Tym razem gościła tu  bełchatowianka Aleksandra Sędor.  Jej ostatnim kierunkiem był Kirgistan. Prowadząca klub starsza instruktor ds. animacji i imprez Mirosława Świtoń zwróciła uwagę na  to, że „Kirgistan - w rajskiej dolinie” to już trzecia prelekcja Aleksandry Sędor. Wcześniej opowiadała m.in. o podróży koleją transsyberyjską. Teraz przyszła kolej Kirgistan -  małą republikę b. Związku Sowieckiego w Azji Środkowej. Warto przypomnieć, że Kirgistan został podbity przez carską Rosję w roku 1864 a uzyskał niepodległość w 1991. Góry Tienszan zajmują aż 93 proc. tego kraju.  Pani Ola  była w Kirgistanie ze zorganizowaną grupą. Kirgizi mówią, że są ,,tutejsi’’. Stanowią aż  73 proc ludności.  Pozostali z 40 żyjących tutaj ludów to Uzbecy, Rosjanie, Dunganie, Tadżycy, Ujgurzy, koczownicy podążający za swymi stadami. Przez wieki przebiegał tu Jedwabny Szlak.  Znaczących zabytków nie ma. Są urokliwe góry, gdzie można podziwiać ryty naskalne przedstawiające sceny z życia nomadów: zwierzęta, na które polowali, konie, na których jeździli. Kobiety i mężczyźni noszą tradycyjne stroje i nakrycia głowy. Panie mają turbany zrobione z wielu metrów  białego jedwabiu. Otrzymują je wtedy, gdy wychodzą za mąż. Panowie noszą okrągłe, filcowe  czapeczki.  Kirgizi są życzliwi i bardzo kontaktowi. Żyją z turystów, prowadząc gospodarstwa agroturystyczne. Ich przodkowie mieli przy sobie wszystko niezbędne do życia. Rusłan, gospodarz polskiej grupy to człowiek wykształcony, absolwent uniwersytetu. Hodował owce rasy merynos. Miał także stada koni i krów. Skrzyknął sąsiadów, by ratować pantery śnieżne. Piękne zwierzęta są na granicy wyginięcia. Rusłan z sąsiadami polował więc na kłusowników.

Turyści z Polski codziennie wysłuchiwali kilku opowieści. O losach Dunganów, wyznawców islamu,  opowiadała przedstawicielka tego chińskiego ludu. Z powodu wyznawanej wiary musieli uciekać z Chin. Kirgizja była najbliżej. Nie mogli wziąć ze sobą żadnego dobytku. Uratowały ich nasiona roślin jadalnych, m.in. rzepy, które mieli zaszyte w ubraniach. Przeszli więc przez góry Tienszan, dziś są mniejszością narodową.

Bardzo lubią herbatę z samowara. W kirgiskiej restauracji nie ma pytania czy pijesz herbatę lecz jaką herbatę – czarną czy zieloną. Lubią też kwas chlebowy. Sprzedawany jest także przy drogach, prosto z beczki. Ma niepowtarzalny smak. Ten z butelki już tak nie smakuje. Jedzenie składające się głównie z kasz,  makaronów i warzyw jest bardzo smaczne i tanie. Za odpowiednik 30 zł można zjeść dwudaniowy obiad. Co ważne,  w przydrożnych knajpach jest bardzo czysto. Stoły są niskie, siedzieć przy nich można tylko po turecku. Wygodnie więc nie jest tym bardziej, że trzeba zdjąć buty. Każda gospodyni podaje warienie, czyli powidła. Są pyszne. Każda pani prowadząca dom robi je inaczej.

Każdy Kirgiz posiadł umiejętność budowy jurty. Przy budowie nie używa się niczego metalowego za wyjątkiem zawiasów do drzwi. Jurta jest wysoka, ale do jej budowy drabina tu niepotrzebna. Używa się tyczki. Stelaż jest łączony za pomocą rzemienia i sznurka. Na szczycie jurty jest dymnik. Aby sąsiedzi zazdrościli, wewnątrz są prawdziwe dzieła sztuki: rodzaj tapety składającej się ze słomek owiniętych różnokolorową włóczką wełnianą. Warto dodać, że jurta nie jest na stałe przywiązana do podłoża.   Dlatego do dymnika przypina się sakwę z kamieniami. To, zdaniem Kirgizów zapewnia bezpieczeństwo. Nie zdarza się, by jurtę porwał wiatr. Są też zawody, które wygrywa ten, kto najszybciej postawi jurtę. Rekord wynosi 8 minut.

Kirgizi pokazywali turystom orły. Te drapieżne ptaki polują. Właściciel dostarcza im np. żywego królika. Ten pokazany grupie pani Oli na szczęście uciekł. – Wstrzymaliśmy  oddech, wszyscy kibicowaliśmy zwierzakowi, który nie chciał być śniadaniem – opowiadała turystka.

W latach 80. i 90. ubiegłego stulecia przebiegał tędy szlak narkotykowy. Przemycano marihuanę i konopie  indyjskie. Tu także na wielu hektarach uprawiano narkotyki. A w pobliskim Iranie przemytnicy byli skazywani na karę śmierci. Dlatego zmieniono trasę. Marihuana się jednak w Kirgistanie rozpleniła, rośnie tam po rowach. Policja do wszystkiego związanego z narkotykami podchodzi bardzo restrykcyjnie. Szczególnie branża turystyczna jest w tej kwestii traktowana bardzo srogo.

Dla Aleksandry Sędor Kirgistan to kwietna łąka, przepiękne widoki, życzliwi ludzie. To najlepsze podsumowanie tej podróży.

A.Staniaszek

Organizator

Miasto Bełchatów