Sam na sam z Arturem Andrusem
6 lutego dyrektor Miejskiego Centrum Kultury Damian Nowak zaprosił bełchatowian na pierwsze w tym roku spotkanie z cyklu "Podwieczorek z gwiazdą".Tym razem na scenie sali teatralno-widowiskowej pojawił się Artur Andrus - artysta multimedialny. Dziennikarz i prezenter telewizyjny, radiowy, aktor, pisarz, satyryk, poeta, autor tekstów piosenek, bajek, piosenkarz, konferansjer imprez kabaretowych, artysta kabaretowy. W latach 1994–2017 dziennikarz Programu III Polskiego Radia, od 2018 RMF Classic, a od 2005 komentator ,,Szkła kontaktowego''. Spotkanie jak zwykle prowadził dziennikarz Leszek Bonar- komentator telewizyjny, autor, reżyser i prezenter programów muzycznych, rozrywkowych i kulturalnych w TVP Łódź.
Widzowie przekonali się, czym się różni sala prawie pełna od sali zapełnionej do ostatniego miejsca. Prawie rzeczywiście robi wielką różnicę. Darmowe wejściówki rozeszły się w ciągu kilku godzin, dostawiono kilkadziesiąt krzeseł a i tak spóźnieni byli zadowoleni z tego, że mogą stać.
Było warto! Artur Andrus zaprezentował na spotkaniu przeprowadzonym w konwencji wieczoru autorskiego, inteligentny humor. Jest przy tym mistrzem mowy polskiej. Dowcipy i anegdoty opowiadał posługując się piękną polszczyzną. Nie było przekleństw, do których przyzwyczaiły już widza współczesne kabarety. Była za to gra językowych skojarzeń, idiomy. Andrus nie musiał śpiewać ani okraszać anegdot prezentacją multimedialną czy filmem. Na sali teatralno – widowiskowej panowały ciemności. Oświetlony był tylko stolik, przy którym siedzieli Artur Andrus i Leszek Bonar. Tak proste środki wystarczyły, żeby zaczarować i oczarować publiczność.
Czarodziejską różdżką, której użył Leszek Bonar okazały się wspomnienia. Czy Andrus jadąc do Bełchatowa zrobił rachunek sumienia? Co zrobił a czego nie udało mu się zrobić w życiu?
- Rachunku sumienia w samochodzie nie robiłem, ale może to jest jakiś pomysł – powiedział zaskoczony satyryk. - W miarę dobrze się jednak czuję więc stan zdrowia nie mobilizuje mnie do ostatecznych rozrachunków. Poza tym nie myślę o sobie bardzo dużo. Jest tyle osób ciekawszych ode mnie.
Przyznał, że całe zawodowe życie spędza w drodze. Spotkani ludzie, sytuacje są dla niego inspiracją. Powstały z tych doświadczeń teksty, takie jak ,,Piłem w Spale, spałem w Pile''. A było tak. Jechał przez Spałę i olśnienie. Zatrzymał się, zanotował pomysł. Od wielu lat wozi ze sobą notes, w którym zapisuje inspiracje pojawiające się w drodze z jednego spotkania na drugie. Wspomniane notatki przeleżały w jego szufladzie, bo nie miał pomysłu na ich wykorzystanie. Aż pojawiła się taka konieczność. Dopisał kolejnych dwadzieścia linijek tekstu, wysłał go Włodzimierzowi Korczowi, który skomponował muzykę i piosenka była gotowa. Zjazd gazowników w Spale zabrzmiał jednak zbyt prowokująco i Andrus zaproszenia na występ nie przyjął. Nie powstała też kolejna piosenka o tym, że pił w Szczawnicy. Ciąg dalszy skojarzeń mógłby także być niebezpieczny. Satyryk najbardziej był zdziwiony, gdy okazało się, że piosenka ,,Piłem w Spale, spałem w Pile'' stała się sacrosongiem śpiewanym przez pielgrzymki idące na Jasną Górę! Co prawda tekst zwrotek został zmieniony, ale refren pozostał. Artur Andrus otrzymał nagranie od pielgrzymów.
Co zaważyło na jego karierze? Wierszowany wywiad z Wojciechem Młynarskim, który przeprowadził ówczesny student dziennikarstwa w ramach zajęć z pracowni radiowej. Młynarski, grający wówczas w Ateneum zapytał, kto jest autorem tych zgrabnie napisanych pytań. I również odpowiedział wierszem. - Moje pytania po prostu idealnie pasowały do wiersza Wojciecha Młynarskiego – mówił skromnie satyryk. Ówczesny szef IV Programu PR, który prowadził zajęcia, wielki fan twórczości Młynarskiego, zapytał po odsłuchaniu wywiadu swego studenta, czy chciałby pracować w Polskim Radiu! - Po latach podziękowałem Wojciechowi Młynarskiemu za wywiad, który odegrał tak wielką rolę w moim życiu – podkreśla Andrus.
- Czego ci najbardziej żal, gdy cię już nie ma w ,,Trójce''? – zapytał Leszek Bonar
- Najbardziej żal mi ludzi. ,,Trójka'' to zjawisko towarzyskie. Dziennikarze, którzy tam pracują lubią się i to słychać na antenie. Miałem szczęście z nimi pracować. Tego mi brakuje. Bałem się, że nie ma życia radiowego poza ,,Trójką'' a radio bardzo lubię. Nikt mi jednak nie obiecywał, że będę pracował w radiu przez całe życie. Na szczęście natychmiast pojawiła się oferta RMF Classic.
Ponieważ wszystko to, co robi, zaczęło się dzięki radiu, również na estradzie znalazł się dzięki radiu. Robił bowiem materiały radiowe z festiwali kabaretowych. Został poproszony o zapowiedź, potem przywoził na kolejne festiwale swoje wiersze, wreszcie zaśpiewał. Występował z Andrzejem Poniedzielskim, niespotykanie spokojnym człowiekiem, który na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu śpiewając ,,Chabry z poligonu'' korzystał z kartek. Nie był w stanie nauczyć się tekstu. Kartki jednak gubił – swoje i te pożyczone od Andrusa. Ten zrobił mu więc kawał. Podmienił kartki. Poniedzielski zaśpiewał więc ,,Wiadro z poligonu''. Wiekopomny tekst, którego efektem była pamiątka z Kołobrzegu w postaci wiaderka przykrytego tkaniną maskującą, z której wystawały chabry.
Artur Andrus miał szczęście pracować z wielką damą, jaką niewątpliwie była Stefania Grodzieńska - Jurandot. Grała prawie do końca bardzo długiego życia a żyła 96 lat. Pracował również z uroczo nieporadną życiowo Marią Czubaszek. Wspominał niedawno zmarłą pisarkę z łezką w oku.
Na koniec był czas na pytania. Okazało się, że bełchatowianie dobrze znają zarówno twórczość Artura Andrusa jak i mistrzów jego zawodu. Niektórzy nawet pamiętali felietony Stefanii Grodzieńskiej drukowane na łamach ,,Przekroju''.
Anna Staniaszek