Apollo 11: To działo się naprawdę
20 lipca o godzinie 20:17 rozpoczął się w kinie kultura niezwykły seans. Pasjonaci astronomii mogli obejrzeć dokument ,,Apollo 11’’. Dzięki dotąd niepublikowanym materiałom dał on unikalne doświadczenie uczestnictwa w najsłynniejszej misji NASA. Film powstał dzięki niespodziewanie odnalezionym, dotąd nieprezentowanym materiałom z taśmy 65 mm - ponad 11 000 godzin materiału audio. Z tych elementów Todd Douglas Miller i jego ekipa z precyzją skonstruowali pasjonujący dokument.
Apollo 11 wylądował na Księżycu 20 lipca 1969 roku o godzinie 20:17:40 UTC. 50 lat temu. Lądowanie nastąpiło w miejscu o współrzędnych 0°40′26.69″N i 23°28′22.69″E. Na pokładzie statku kosmicznego byli: dowódca Neil Armstrong, pilot modułu księżycowego Buzz Aldrin i pilot modułu dowodzenia Michael Collins. Kilka godzin później Armstrong zszedł ze statku po drabince i jako pierwszy człowiek w historii stanął na Księżycu, wygłaszając słynne już: "To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości."
Wysiłku ilu wybitnych specjalistów potrzeba było, aby ważąca 3 tysiące ton i wysoka na 110 metrów rakieta Saturn V - jeden z najbardziej zaawansowanych technicznie tworów człowieka - bezpiecznie wyniosła w kosmos (na słupie ognia o długości 200 metrów i z hukiem słyszalnym w promieniu 80 kilometrów) ludzi, którzy 16 lipca 1969 opuścili Ziemię, by stanąć na niezdobytym choć widocznym niemal co noc lądzie?
Jakie emocje budzi wykonanie tak skomplikowanego pod każdym względem i śmiertelnie ryzykownego zadania? Jakie emocje może wywołać każdy krok postawiony na Księżycu? Zwłaszcza gdy nie ma pewności, że uda się wrócić do domu. Na Ziemię.
Bełchatowianin, pan Marek, wówczas 13-latek oglądał lądowanie Apolla 11 w telewizji, choć wiele nie było widać na mocno śnieżącym ekranie czarno – białego telewizora marki Klejnot. – Ale przecież to działo się naprawdę - mówi. Wydarzenie pamięta, bo zrobiło na nim wielkie wrażenie. A dokument Todda Douglasa Millera to dla niego powrót do przeszłości.
Sama komunikacja radiowa Księżyc-Ziemia możliwa była dzięki urządzeniom, które dostarczyła Motorola. Mimo zaawansowania jak na tamte czasy elektroniki zastosowanej w lądowniku Orzeł, jakość transmisji była tak słaba (obraz miał tylko 10 kl/s, na dodatek był odwrócony do góry nogami), że uległa silnemu zniekształceniu. Dzięki Motoroli transmisję z zejścia na powierzchnię Księżyca oglądało około 650 milionów osób. Transmisja była nadawana na cały świat, ale jak się można spodziewać, w Związku Radzieckim zabroniono jej pokazywania. Na szczęście w Polsce władze zezwoliły na pokazywanie przekazu na żywo. To była zresztą jedyna rozsądna możliwość, gdyż w tamtych czasach nagrywanie transmisji telewizyjnych nie było tak łatwe jak dziś. Dlatego też przekaz z Księżyca był odtwarzany w specjalnym studiu, filmowany i dopiero retransmitowany.
Przekaz z Księżyca był, ale i tak pojawiły się teorie spiskowe mówiące o sfingowaniu lądowania w studiu telewizyjnym. Nie mówiąc już o sugestiach, że wszystko reżyserował Stanley Kubrick, a bieżnik butów Armstronga nie pasuje do śladów na zdjęciach…
Wszystkie te emocje, towarzyszące lądowaniu człowieka na Księżycu, ożyły na nowo dzięki dokumentowi „Apollo 11’’. Warto dodać, że bełchatowscy pasjonaci astronomii mogli obejrzeć film dzięki Jackowi Olejnikowi, kierownikowi kina, który go sprowadził w najwłaściwszym czasie: 20 lipca. A o godzinie 20:17 rozpoczął się seans w Kinie Kultura.
A.Staniaszek
Zdjęcia: NASA