Fotograf światowej sławy w Bełchatowie
7 czerwca plac Narutowicza był opanowany przez fotografów na kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem warsztatów zorganizowanych przez Bełchatowskie Towarzystwo Fotograficzne, przy współpracy z Miejskim Centrum Kultury. Ich uczestnicy robili zdjęcia na tle rajskiej jabłoni i innych symbolicznych dla Bełchatowa graffiti. IX Międzynarodowe Warsztaty fotograficzne "ENERGIA 2019" weszły na stałe do kalendarza miejskich imprez. Trzydniowy program warsztatów, które odbyły się 7-9 czerwca br., dedykowany był profesjonalistom i amatorom fotografii z kraju i zagranicy.
Warsztatom towarzyszyły dwie wystawy fotograficzne: ,,Przenikanie w przeszłość” Mieczysława Nowaka z Myślenic oraz „Tribute to colours” Tomasza Sikory. Można je oglądać w Galerii ,,Na piętrze'' do końca czerwca.
"Przenikanie w przeszłość" – fotograficzna wystawa Mieczysława Nowaka pokazuje Myślenice dawniej i dziś w tych samych miejscach. Autor znany w Bełchatowie, bo pochodzący z powiatu partnerskiego, z ponad pięciuset zachowanych archiwalnych zdjęć wybrał 150 i ruszył w teren, by przekonać się, że w otoczeniu pozostało jedynie ok. 50 miejsc i stamtąd można zrobić współczesne ujęcie podobnego kadru. – Postanowiłem zrobić nakładki zdjęć nowych na stare. Chodziłem przez cały rok w te same miejsca. Wydawało się, że wszystko było w porządku. Tymczasem okazało się, że różnica jest ogromna, spowodowana różnymi rodzajami obiektywów stosowanymi teraz i w przeszłości – opowiadał o swej pracy autor. Przed II wojną światową mnóstwo zdjęć robiono z najbardziej widokowej wówczas Plebańskiej Góry, ale tam gdzie kiedyś były puste pola, są teraz zarośla i zadrzewienia oraz zabudowane Osiedle Tysiąclecia. Nie zawsze dało się więc robić zdjęcia z tego samego miejsca.
Tomasz Sikora to, jak zauważył prezes BTF Andrzej Juchniewicz, fotograf światowej sławy. Czołówka polskiej fotografii. Dwukrotnie uznano go najlepszym fotografem reklamowym w Australii i Oceanii. Pracował dla czołowych agencji reklamowych w USA, Australii, Nowej Zelandii, Malezji, Singapurze, Hong Kongu i w Europie. Na rodzimym rynku współpracował z czołowymi polskimi grafikami, tworząc między innymi plakaty filmowe i teatralne. W bogatym artystycznym dorobku posiada również dokonania z dziedziny fotografii mody, wykonywał projekty m.in. dla Comme des Garçons, Romeo Gigli, Giorgio Armani, Dries Van Noten, Yohji Yamamoto, Issey Miyake czy Prady. Jest pomysłodawcą Galerii Bezdomnej będącą mekką fotografii niezależnej. Galeria, która powstała w 2001 roku została przez Tomasza Sikorę stworzona wspólnie z Andrzejem Świetlikiem jako odpowiedź na potrzeby młodych twórców, których nie wystawiały instytucje państwowe ani inne prywatne galerie. Bezdomna, jak sama nazwa wskazuje, nie ma stałego adresu. Wędruje z miasta do miasta, z dzielnicy do dzielnicy. Często wykorzystuje jako przestrzeń wystawienniczą pustostany.
W Bełchatowie artysta pokazał fragmenty czterech projektów. Pierwszy jest reakcją na strach Polaków przed obcokrajowcami. Wystawa wisiała więc na płotach, ludzie robili sobie z nimi selfie. Tematem kolejnych zdjęć są emocje między parami mieszanymi, przedstawicielami różnych kultur. – Chciałem przypomnieć ludziom, że jesteśmy częścią natury – mówił na wernisażu wystawy w Bełchatowie Tomasz Sikora. Kolejne części dwóch projektów to dysharmonia. – Nie zdajemy sobie sprawy z asymetrii naszych twarzy. Jedna jest odpowiedzialna za emocje, druga za intelekt. Intelekt jest spokojny, emocje szaleją – podkreślał artysta. Zdjęcia powstały w czasie warsztatów fotograficznych w Świnoujściu, uczestnicy malowali się nawzajem. Druga część ,,Dysharmonii'' to zdjęcia czarno-białe.
Okazało się też, że Tomasz Sikora zna Bełchatów od 44 lat! Przyjechał tutaj jako fotoreporter tygodnika ,,Perspektywy’’. Zrobił fotoreportaż ,,Zagubiony w lesie’’ o ludziach, którzy przedzierali się przez lasy, by dotrzeć do pracy. Nie udało mu się zrobić zdjęć największych wtedy w Europie koparek Kruppa, bo nie pozwalała na to ochrona kopalni. T.Sikora opowiadał też o wrażeniu, jakie zrobili na nim bełchatowianie. Mieszkaniec hotelu robotniczego z naciągniętą na głowę kołdrą słuchał radiowego koncertu Chopina...
Na warsztaty Energia 2019 przyjechało ponad 40 fotografików z Czech, Litwy, Niemiec i Polski, aby razem popracować, wymienić doświadczenia, stworzyć ciekawe projekty fotograficzne a także zaprezentować swoje prace. Uczestnicy wzięli udział w sesji objazdowej po powiecie bełchatowskim, Łodzi i Piotrkowie Trybunalskim; odwiedzili Skansen Lokomotyw Zduńska Wola Karsznice i Cmentarz żydowski w Zduńskiej Woli. Przedmiotem zainteresowania ich obiektywów były elementy subkultury, stare budynki. Uczestniczyli również w sesji z modelkami w studiu fotograficznym BTF-u, w wieczornej sesji „Światło i woda wieczorami“ oraz w autoprezentacjach i rozmowach o fotografii. Tomasz Sikora był obecny przez trzy dni podczas warsztatów, w ramach których poprowadził wykład.
Tomasz Sikora udzielił nam wywiadu, który można przeczytać poniżej:
- W wielu wywiadach mówi Pan o sobie jako fotografie, nie fotografiku. Zechciałby Pan wytłumaczyć różnicę?
- Dawno temu Jan Bułhak, który uprawiał fotografię piktoralną, czyli malarską ze względu na to, że technologia nie była wystarczająco dobra, by powstawały zdjęcia bardzo ostre, nazwał się fotografikiem. Uważał, że to co robi jest bardziej zbliżone do grafiki, niż do fotografii. Zostało to przejęte przez Związek Polskich Artystów Fotografików, który powstał po wojnie. Mnie to zawsze denerwowało, bo stwarzało sztuczną barierę między fotografem, który ma atelier, a miał je sam Witkacy, który robił ludziom portrety fotograficzne
oraz portrety malował
- był geniuszem i artystą; oraz tzw. artystami – fotografami, których związek na drodze egzaminów przyjmował w swój poczet. Uważam, że jestem fotografem – tak jak w Anglii czy Francji, gdzie nie ma żadnego podziału. Czasami się tam mówi, że ktoś jest artystą, ale nie fotografikiem.
- Pan jest wszystkim. Fotografuje Pan również śluby.
- Tak, fotografuję śluby i nie ma w tym nic złego. Fotografia ślubna to materiał socjologiczny, reportaż, który po czasie opowiada kim byliśmy, jak się zachowywaliśmy. To ogromne wyróżnienie i intymna impreza, do której zostaje dopuszczony fotograf, a on jeszcze na tym zarabia. Ja akurat nie traktuję tego zarobkowo, bo żyję z czegoś innego. Mnóstwo młodych ludzi, którzy kończą szkoły fotograficzne, a nie mogą się przebić, żeby przeżyć uprawia fotografię ślubną. I ta fotografia jest w Polsce na wysokim poziomie.
- Fotografuje Pan modę, a to niewątpliwie reklama.
- Zawsze traktowałem modę jak portret traktujący o człowieku, nie wieszaku. Ważna jest nie modelka, która zakłada coś na siebie i demonstruje. Zawsze chciałem pokazać dzieło plastyczne. Osobę pięknie ubraną i uczesaną zabierałem w zaczarowany świat. Nie do studia.
- Robi Pan portrety, co widać na prezentowanej w Bełchatowie wystawie. Uważam, że ludzie prezentowani na zdjęciach z warsztatów ze Świnoujścia przypominają Aborygenów. Pan przez wiele lat tworzył w Australii.
- Może przypominają oni nie Aborygenów australijskich, ale w ogóle nomadów afrykańskich czy Maorysów nowozelandzkich. Ta bardzo stara kultura polegała na mocnym malowaniu ciała podczas świąt rytualnych. Oni używali naturalnych pigmentów i fantastycznie malowali twarze. Aborygeni posunęli się dalej, bo tatuowali ciała, twarze również. Był to makijaż na zawsze. A w Świnoujściu chciałem z ludzi, którzy przyjechali na warsztaty fotograficzne wydobyć ukryty talent plastyczny, bo wszyscy go mają, tylko nie zawsze mają możliwości, by go rozwijać. Dałem im więc pędzle i farby, które nie szkodzą skórze i poprosiłem, by zamalowali całe twarze inspirując się barwami i wzorami na marynarkach. To fantastyczne wyszło, choć na początku nikt nie chciał przekroczyć intymnej granicy i dotykać drugiego pędzlem. Po dwóch godzinach wszyscy robili to z przyjemnością.
- Niektóre portrety przedstawiają zdjęcia ludzi zrobione w różnych porach roku. Człowiek z pomalowaną na zielono twarzą z przyjemnością reaguje na pierwsze promienie wiosennego słońca. Jego zimowa twarz jest skurczona i pokryta zmarszczkami. Tak to odbieram.
- To jest to, co bardzo lubię w pracach artystycznych: one bardzo różnie oddziaływują na ludzi, wywołują bardzo osobiste interpretacje. Jeśli coś jest skończone, po jakimś czasie przechodzimy obok tego obojętnie. Natomiast każda praca, która jest tajemnicza powoduje, że nawet po raz kolejny odbierając zdjęcie filtrujemy je przez swój stan emocjonalny.
- Dziękuję za rozmowę.
Anna Staniaszek
zdjęcia: BTF